Już prawie trzy miesiące Maria jest z nami. Życie wywróciło się do góry nogami. Baardzo pozytywnie :D:D:D:D:D:D
Marysia
jest słodkim małym ssakiem, dobrym śpiochem nocnym, i zdrową, silną
dziewczyną, która rośnie jak na drożdżach. Niestety miała pewien epizod
szpitalny, gdy skończyła dwa tygodnie. Serce mieliśmy wtedy w
skarpetkach. Na szczęście udało się dość szybko zawrócić Marię na
właściwy tor i po kilku dniach wróciłyśmy o domu.
Po
dwóch miesiącach pamięć płata figla i nie pamiętam już okropnego
porodowego bólu. Pamiętam tylko, że bolało, ale wszystkie szczegóły się
już rozmyły - zabawne zjawisko. Podobno było też w miarę szybko :)
Spędziłyśmy potem cztery dni w szpitalu, który bardziej przypominał
hotel. Adam z Piotrkiem odwiedzali nas codziennie, wychodziliśmy na
patio spędzać pierwsze rodzinne chwile.
Do góry nogami
wywróciliśmy nasz plan tygodnia. Podobnie mój plan dnia, Adama grafik.
Tylko Piotrka przedszkole zostało, jak było :) Póki co niewiele mam
czasu dla samej siebie, oczywiście z wyboru, bo mam teraz taką
fanaberię, aby wszystko było "perfect".
Przez pierwszy miesiąc
bardzo mi zależało na tym, abyśmy ja i Marysia miały dużo spokoju. Same
we dwie, takie wtulone, albo z Adamem i Piotrkiem. W każdym razie
uważam, że to powinien być czas dla rodziny. Nie wiem, jak inne młode
matki, ale ja bardzo potrzebowałam tego pierwszego miesiąca. Niestety
mój okazał się trochę zakłócony i taki naprawdę rodzinny czas mieliśmy
dopiero, jak Marysia skończyła już miesiąc.
Teraz jest już pora,
abym odzyskała trochę siebie. Oczywiście przez dłuższy czas nie będę
niesamowicie wolna, ale chętnie pobędę sama ze sobą, albo sama z innymi
ludźmi. Poszukiwania niani są więc w toku. I tu kilka dylematów. Bez
wątpienia ten numer jeden: czy dana osoba dobrze zaopiekuje się moim
dzieckiem. I w takich chwilach myśli się, jakby cudownie byłoby mieć
warunki, aby po prostu ściągnąć tutaj jedną z byłych niań Piotrka.
Sprawdzone, porządne dziewczyny, chętne do współpracy w naszym "stylu
wychowawczym". Wśród innych dylematów jest na przykład język: czy Maria
powinna mieć nianię anglojęzyczną, aby już od dnia pierwszego łapać
angielski, czy lepiej, aby to był ktoś mówiący po polsku. Tutaj wciąż
rozważamy za i przeciw i wiecie co... będziemy wdzięczni za jakieś
porady, albo inne punkty widzenia w komentarzach poniżej :)
Właśnie
sobie skojarzyłam, że gdy jechaliśmy do szpitala na poród, Piotrek miał
do wyboru kilka cioć do opieki. Jednak wybrał właśnie tą, która jest
Polką i mówi po polsku, mimo, że poznał ją zaledwie dwa czy trzy
tygodnie wcześniej.
Okazuje się, że organizacja
przestrzeni, gdy ma się małe dziecko, jest w tym domu niezwykle trudna.
Dodatkowo ja się denerwuję, że wszelkie naprawy trwają miesiącami. A
zepsute okno w Marysi pokoju, naprawiono opiero w ubiegłym tygodniu! Na
szczęście podjęliśmy decyzję o przeprowadzce i to dodaje mi otuchy
każdego dnia, gdy nie mogę postawić nogi, gdyż podłoga skrzypi tak
tragicznie, że wybudza Marię. Tak tak! Ten dom jest piękny, wspaniale
położony, ale zrobiony w australijskim standardzie (czyli dla nas "po
łebkach") i cholernie niepraktyczny. W prawdzie jestem przekonana o
zbawiennym wpływie codziennych spacerów na świeżym powietrzu i nie
potrzebuje specjalnych zachęcań do wyjścia... jednak te skrzypiące
podłogi, sprawiają, że jeszcze chętniej zabieram Marię na wózkowe
spacery. A że okolice mamy piękne, to aż się prosi, aby brać z tego
garściami. Marysia ma przepiękny wózek i chętnie sobie w nim podsypia i
podróżuje. Mam wrażenie, że przydałoby się trochę więcej zacienionych
miejsc w naszych okolicach, ale i z tym sobie jakoś radzę.
Po
trzech miesiącach uczciwie mogę powiedzieć, że wspaniale jest być znowu
mamą. Że super jest być mamą córeczki. I cudownie jest obserwować Marię
i Piotrka razem. Piotruś jest wspaniałym starszym bratem. Stara się być
pomocny, jest bardzo cierpliwy. Szybko stał się bardziej samodzielny i
sam poszukuje bardziej dojrzałych zajęć dla siebie. Oczywiście zdarza mu
się mieć jakieś smutki i trudy, z którymi nie wie jak sobie poradzić,
ale już nasza w tym głowa, aby mu w tym pomóc :)
Marysia
jest już zarejestrowana w Australii. Staramy się również o numer
Medicare dla niej. W najbliższym czasie czeka nas jeszcze wycieczka do
Sydney, aby nasza Maria Anna miała obywatelstwo polskie. I jeszcze
musimy rozważyć jak, kiedy, GDZIE naszą Marysię ochrzcić :D To bardzo
ważny punkt programu, ale wszystko nam się tutaj komplikuje i wciąż nie
wiemy czy ma być w Polsce, czy w Australii.
Na koniec
wpisu rzecz najważniejsza :) Dziękujemy za każdy wysiłek włożony w to,
aby dać nam znać, że cieszycie się razem z nami. Zapamiętamy każdą
kartkę, kwiaty, prezenty dla Marysi. Także te dla jej starszego brata.
Pacjenci Adama też "zaszaleli" w tej kwestii, co było strasznie miłe!